Nowe dowcipy i kawały

Tysiące dziewczyn w Polsce marzy o tym, żeby przeżyć to, co bohaterka "Pięćdziesięciu twarzy Greya"... Czyli żeby znaleźć pracę po studiach.

Oceń:

Jakiego batonika nie lubi pedofil?
- Pawełka z adwokatem.

Oceń:

Zostawiliśmy z żoną synka na chwilę samego, no i dorwał się do naszej prywatnej szuflady, i zniszczył roczny zapas prezerwatyw.
Trochę się na brzdąca wkurzyłem, ale żona powiedziała, że 3-paki Durexa są w promocji po 9.99, więc nie będę małemu awantury za straconą dychę robił.

Oceń:

Oglądałem z dziewczyną "Morderstwo doskonałe" i pewnym momencie powiedziała, że zaczyna się bać.
- Chodzi o fabułę? - zapytałem.
- Nie, po prostu przestań robić notatki!

Dzisiaj wybiłem szybę w aucie stojącym na słońcu.
Co prawda nie było w środku dziecka, ale ostrożności nigdy za wiele.

Oceń:

- Halo, policja? Trzech murzynów próbuje mi okraść dom! - krzyczy mężczyzna do słuchawki.
- A czy podejrzani włamali się do pańskiego domu? - pyta policjant
- Nie, na razie to się tylko na parter wprowadzają.

Oceń:

Pewnego gorącego dnia, facet stał w korku na A4.
Gorąc, brak ruchu, dobrze chociaż, że klima jest. Nagle w szybę ktoś puka.
- O co chodzi? - pyta się kierowca uchylając szybę.
- Porwali nam polityków z sejmowych obrad!
- Kto?
- ISIS! Powiedzieli, że jak nie dostaną 400 mln złotych okupu, to ich poleją benzyną i spalą, więc chodzimy od auta do auta zbierając na nich...
- No i ile ludzie wam dają, tak przeciętnie?
- Jakieś 2-3 litry.

W wypadku samochodowym ginie Marek, który był myśliwym. Niestety jego śmierć nie była bezbolesna, ponieważ spłonął. Nie dało się go zidentyfikować tak, by była stuprocentowa pewność, że to on, toteż do kostnicy wezwano jego dwóch kumpli z polować, Janusza i Tomka.
Pani otwiera worek. Twarz jest spalona na tyle, że nawet jego kumple nie mogli się poznać.
- Pani rozepnie worek do końca - poprosił Janusz.
Worek rozpięty, Janusz się tak patrzy, kręci nosem.
- Hmm... Ni ma. Pani go na drugą stronę przewróci.
Z pomocą drugiego pracownika kostnicy, Marka obrócono na drugą stronę.
- Też ni ma. Pani, to nie Marek! - krzyknął Tomasz.
- Skąd pan ma taką pewność?
- Marek miał dwa penisy.
- Przepraszam?
- Bo zawsze jak myśmy z Markiem na polowania chodzili, to każdy mówił "pa, idzie Marek z dwoma ch*jami"

Oceń:

Niedawno wyszedłem z więzienia, miałem wyrok za pobicie w Sylwestra.

Musiałem coś zrobić, w końcu ten Arab odliczał od 10 w tłumie ludzi!

Oceń:

Bank. Kolejka wychodziła na ulice. W końcu przychodzi 2 facetów. Jeden mówi:
- Proszę mnie przepuścić, idę z bronią!
Ludzie puszczają go na początek kolejki.
- Dobra Bronia, chodź!

Oceń:

Wyróżniona gra

A może dowcipy na email?

Dodaj dowcip Poczekalnia (128)

Sortuj dowcipy

Kategorie

Losowe dowcipy

Polecane dowcipy

Mężczyzna do kobiety:
- Obraziłaś się?
- Nie.
- Bardzo?
- Tak.

Zobacz cały dowcip

Co korniki jedzą na obiad?
- Stół szwedzki.

Zobacz cały dowcip

Do osoby, która schowała mi buty, kiedy skakałem w dmuchanym zamku: dorośnij!

Zobacz cały dowcip

Popularne kawały

Klientka w chińskiej restauracji pyta kelnerkę:
- Co pani dziś poleca? Kurczaka orientalnego czy Kaczkę w sosie słodko-kwaśnym?
- Aaa... Jeden pies.

Zobacz cały dowcip

Dawno dawno temu żyła sobie Zosia, która sprzedawała literki. Codziennie wstawała o siódmej, ubierała się i schodziła na dół sprzedawać literki. Nie zarabiała na tym dużo i nie miała za wiele pieniędzy, ale też nie głodowała. Pieniędzy starczało jej zwykle na zupę, a czasami, gdy trafił się bogatszy klient, który mógł sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki, za zarobione pieniądze kupowała sobie do zupy kawałek chleba.
To był zwykły dzień. Zosia wstała, ubrała się i zeszła na dół sprzedawać literki. Po kilku minutach do jej sklepiku z literkami przyszła klientka, pani Ania, która miała piekarnię obok sklepiku Zosi.
Dzień dobry, Zosiu - powiedziała pani Ania - czy mogłabym cię prosić o literkę C?
Zosia podała pani Ani literkę C, a pani Ania zapłaciła, pożegnała się i wyszła.
Jakiś czas później, do sklepiku z literkami Zosi przyszedł kolejny klient. Profesor Alan poprosił Zosię o literkę A. Zosia podała mu ją, a profesor Alan podziękował, zapłacił za nią i wyszedł.
Tego dnia Zosia obsłużyła jeszcze czterech klientów. Zbliżała się już dziewiętnasta, Zosia zamierzała niedługo zamknąć sklep, ale dokładnie o osiemnastej pięćdziesiąt osiem do sklepu z literkami wszedł ostatni klient. DOCENT KAMYK, informowała przypinka przy jego garniturze. Klient wyglądał bardzo zamożnie, na takiego, który może sobie pozwolić nawet na trzy albo cztery literki. Docent podszedł do lady i obrzucił Zosię wyzywającym spojrzeniem.
- Dzień dobry - klient miał oschły głos.
- D-dzień d-dobry - wyjąkała Zosia.
- Usłyszałem, że można tu kupić literki. Czy to prawda? - Zosia pokiwała głową - Dobrze. W takim razie poproszę jeden alfabet.
Zosia zamarła. Klient który kupował trzy literki był bogaty, ale cały alfabet..? To się po prostu nie zdarzało!
- Na co czekasz? - Na te słowa Zosia rzuciła się na zaplecze, szykować literki. Była po całym dniu pracy w sklepie, a nie miała wszystkich literek. Zaczęła wykuwać nowe literki.
Zosia jeszcze nigdy się tak nie zmęczyła. Pracowała jak tylko umiała, a robiło się coraz później. Była już dwudziesta, kiedy Zosia skończyła robić literkę Z, a przecież musiała dzisiaj kupić sobie jeszcze zupę! Przybiła wszystkie literki do deseczki i zmordowana, podała ją zniecierpliwionemu klientowi. Ten popatrzył na Zosię krytycznie i popatrzył na otrzymany alfabet.
- Ale przecież tu nie ma literki O!
Zosia prawie wyrwała deseczkę z alfabetem z rąk docenta Kamyka. Popatrzyła na nią długo, ze strachem. Rzeczywiście. Nie było literki O. Zamiast niej, pomiędzy literkami N i P widniała tylko pusta przestrzeń.

ZOSIA ONIEMIAŁA.

Zobacz cały dowcip

- Trudno mi zdiagnozować konkretną przyczynę dolegliwości, ale myślę, że to wina nadużywania alkoholu.
- Dobrze Panie doktorze, przyjdę gdy będzie Pan trzeźwy.

Zobacz cały dowcip